Przejdź do głównej treści

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Obserwacja uczestnicząca w mediach społecznościowych – rozmowa z dr hab. Magdaleną Zdrodowską

Obserwacja uczestnicząca w mediach społecznościowych – rozmowa z dr hab. Magdaleną Zdrodowską

Jakie są największe trudności związane z prowadzeniem obserwacji uczestniczącej w mediach społecznościowych? Na co trzeba zwrócić szczególną uwagę wybierając tę metodę? Na te pytania odpowiedzi udziela dr hab. Magdalena Zdrodowska z Instytutu Sztuk Audiowizualnych UJ opowiadając o swoich badaniach prowadzonych w internetowej społeczności osób głuchych.

>>

Podcast -> https://open.spotify.com/episode/1tauZiTkT1ltKST4uBOTWx

Bądź na bieżąco! https://www.facebook.com/NetnographyProject

Muzyka intro/outro: Closed on Sundays (Mana Junkie)

Podcast zrealizowano przy wsparciu finansowym Priorytetowego Obszaru Badawczego Heritage w ramach Programu Strategicznego Inicjatywa Doskonałości w Uniwersytecie Jagiellońskim.

 

Transkrypcja podcastu:

Aleksandra Powierska: Witam serdecznie w kolejnym odcinku „Podcastu Netnograficznego”. Dzisiaj moim gościem jest doktor habilitowana Magdalena Zdrodowska, która na co dzień pracuje w Zakładzie Mediów Audiowizualnych Uniwersytetu Jagiellońskiego a w swoich badaniach koncentruje się na relacjach między niesłyszeniem a techniką, w tym innowacyjnością i wynalazczością osób niesłyszących. Bardzo ciekawy i bardzo niszowy temat, więc przed nami interesujące spotkanie. Cześć, witaj! Dziękuję, że przyjęłaś zaproszenie do podcastu.

 

Magdalena Zdrodowska: Dzień dobry! Dzięki Ola za zaproszenie.

 

AP: Dzisiaj będziemy rozmawiać o obserwacji uczestniczącej online. To jest metoda, która bardzo często bywa określana po prostu jako netnografia, chociaż wiadomo, że netnografia łączy się też z innymi metodami, ale od obserwacji uczestniczącej –  aktywnej, nieaktywnej, ukrytej bądź też nieukrytej – najczęściej wychodzi. Ty taką obserwację miałaś okazję prowadzić podczas swoich badań. Obserwację w mediach społecznościowych. Czy mogłabyś więcej opowiedzieć, na czym polegało to badanie? Czy to była Twoja główna metoda badawcza, a może poboczna, uzupełniająca?

 

MZ: Moje badania, moja przygoda z netnografią zaczęła się na początku lat 2010, kiedy zaczęłam pracę w Instytucie Sztuk Audiowizualnych. W 2010 roku obroniłam doktorat, w ramach którego stosowałam bardzo klasyczne metody etnograficzne. Z pierwszego wykształcenia jestem etnolożką, więc prowadziłam badania etnograficzne: terenowe na Podlasiu. Rozmawiałam z dziennikarzami ze społeczności mniejszościowych, z dziennikarzami telewizyjnymi i odbiorcami programów telewizyjnych z mniejszości przede wszystkim białoruskiej. To były bardzo, bardzo klasyczne badania etnograficzne. I kiedy zamknęły się doktoratem i szukałam kolejnego tematu, którego mogłabym się podjąć, pomyślałam sobie o takim bardziej metodologicznym zainteresowaniu i tutaj objawiła mi się – w zasadzie pod postacią książki Roberta Kozinetsa – netnografia, co było dla mnie z jednej strony trochę zaskakujące, a z drugiej strony bardzo naturalne. Z jednej strony byłam etnolożką, z drugiej medioznawczynią, więc zainteresowania stricte metodologiczne i etnograficzne połączyły mi się z nowymi mediami i bardzo mnie uwiodła ta wizja klasycznych etnograficznych badań w sieci – takiego gotowego scenariusza, jak je prowadzić. Z tym, że wówczas media społecznościowe, czy to, co tutaj sobie określamy roboczo jako media społecznościowe, nie znaczyły tego samego, co teraz. Szczególnie w Polsce. I sam Robert Kozinets pisząc o mediach społecznościowych, czy o nowych mediach i o badaniach netnograficznych, pisał przede wszystkim o forach internetowych, a nie o platformach społecznościowych jak Facebook czy Twitter. To była też forma komunikacji oddolnej, demokratycznej w Polsce, która rozgrywała się głównie w przestrzeni forów. Więc to jeden element. Drugim jest odkrycie społeczności osób niesłyszących, które wówczas określały siebie jako reprezentantów społeczności mniejszościowej, kulturowej, językowej ze względu na używanie języka migowego. I to była kolejna dla mnie zaskakująca rzecz, ponieważ badam mniejszości etniczne, narodowe, a tutaj pojawiła się grupa, która w dosyć egzotyczny dla mnie sposób używała kategorii mniejszościowości, a wiedziałam, że ta grupa jest aktywna w sieci. Rozmawiając czy wymieniając wiadomości z reprezentantami tej grupy, zorientowałam się, że jest kilka miejsc w Internecie, w których osoby niesłyszące spotykają się i wymieniają wiedzą, nawiązują kontakty towarzyskie. I to były fora. Przede wszystkim najbardziej znane forum w Polsce: forum „deaf.pl”. W zasadzie cała moja przygoda netnograficzna rozegrała się w obszarze tego forum, ale ono z kilku powodów było bardzo, bardzo specyficzne. To również później bardzo mocno przełożyło się na moje badania i spotkania z tymi osobami oraz na to, jak mogłam, a raczej jak nie mogłam, prowadzić badań na przykład na Facebooku.

 

AP: Mówisz o specyficzności grupy, o tym, że to forum było też trudne do badania. Wkraczasz w świat, który po pierwsze dopiero poznajesz, a po drugie, jak podejrzewam, ten świat jest mimo wszystko dość zamkniętą społecznością, która ma wypracowany swój język komunikacji, ma swoją tożsamość. Przy takich forach, które są zamknięte, ta tożsamość, wspólnotowość, społeczność czasami sprawiają, że ciężko jest wpuścić kogoś z zewnątrz. To są różnego rodzaju obawy, więc jestem bardzo ciekawa, jak Tobie udało się je przełamać? Z jakimi trudnościami spotkałaś się na miejscu? Co było dla Ciebie największym wyzwaniem?

 

MZ: Bardzo ciekawe pytanie. Ze względu właśnie na specyfikę tej grupy, to trochę je odwrócę, bo to forum było dla mnie na prawdę zbawienne. Masz bardzo dużo racji mówiąc, że społeczność osób niesłyszących jest bardzo zamknięta właśnie przez specyfikę językową, ale też, jeśli nie ma się wcześniejszych kontaktów, to bardzo, bardzo trudno jest je nawiązać. Ja nie znałam osób głuchych w moim otoczeniu, poza tymi kilkoma, które poznałam w Internecie. A to były też specyficzne osoby. Najważniejszą sobą, która mnie wprowadziła w tę grupę był doktorant. Obydwoje pisaliśmy doktoraty, mieliśmy taką grupę wsparcia, czatowaliśmy sobie dodając otuchy. Kończyliśmy doktoraty w tym samym czasie, a nasza znajomość wyrosła z forum internetowego Gazety Wyborczej „doktoranci”. Chyba takie forum wówczas było.

 

AP: WOW! Co za historia!

 

MZ: Dokładnie, dokładnie. Bardzo dawno tam nie wchodziłam, nie wiem, czy w ogóle coś takiego jeszcze jest, może jest. I on był właśnie osobą głuchą. Bardzo szczególną, w tym sensie, że stosunkowo niewiele osób kończy studia humanistyczne, pisze doktoraty. Więc dał mi w ogóle wgląd w taką bardzo specyficzną podgrupę w ramach osób niesłyszących i miałam od razu dostęp do bardzo samoświadomych osób, które utożsamiały się z czymś, co dzisiaj nazywa się Kulturą Głuchych. Ale poza nim, poza kilkoma innymi osobami, nikogo głuchego nie znałam, więc kiedy zorientowałam się, że jest to forum, to było to dla mnie z badawczego punktu widzenia bardzo zbawienne. Nagle zyskałam dostęp. To było świetne.W gruncie rzeczy nie było tak trudno wejść w tę społeczność, bo forum było otwarte. Można było je swobodnie czytać. Trzeba było się zalogować, żeby coś pisać. Mając też doświadczenie i będąc po lekturze książki Kozinetsa, bardzo skrupulatnie zaplanowałam wejście w grupę – robiłam to świadomie. Kiedy zalogowałam się, kiedy mnie dopuszczono, mój pierwszy post był wpisem przedstawiającym się, mówiącym, kim jestem i czym jestem zainteresowana i że chciałabym prowadzić badania. Nie zrobiło to jakiegoś przesadnie wielkiego wrażenia na członkach tego forum, z tego względu – i Kozinets też o tym pisał – że specyficzne grupy bywają targetem bardzo wielu projektów badawczych. A jeszcze, jak mamy do czynienia z głuchymi, którzy są przedmiotem takich „naprawczych” dyscyplin, jak na przykład surdopedagogika, czy rehabilitacja mowy, to oni regularnie byli zasypywani ankietami lub badaniami od studentów i studentek tych kierunków. To była więc społeczność trochę już zmęczona badaniami, co stanowiło jakąś trudność. Na początku czułam się bardzo niepewnie w tej społeczności, więc ją rozpoznawałam, robiłam notatki, screeny z treści, które się tam pojawiały. Po to, by je przeanalizować. Szczególnie byłam czujna, jeśli chodzi o używanie mediów społecznościowych, czy w ogóle mediów elektronicznych. Bo to był pierwszy temat, który chciałam zbadać i to był mój pomysł na kolejną książkę, aby zastanowić się, jak osoby niesłyszące korzystają z mediów elektronicznych. Myślałam tutaj o telefonach komórkowych i o forach internetowych. Zupełnie inaczej ten pejzaż medialny wtedy wyglądał. Na początku bardzo dużo treści czytałam i zorientowałam się, że osoby, które byłam w stanie wskazać jako liderów społeczności, zdawali mi się bardzo podobni do mnie. Pisali bardzo dobrze po polsku, mieli wysokie kompetencje językowe. Ale zorientowałam się, że w pewnych zakamarkach tego forum, na przykład tam, gdzie są ogłoszenia, albo tam, gdzie był „kącik romantyczny”, gdzie można było się na randki umawiać, sytuacja była inna. Czasami nie byłam w stanie zrozumieć tych ogłoszeń. One były pisane niepoprawną i uproszczoną polszczyzną. Zauważyłam to, ale jeszcze nie do końca wyczułam, jakie to może mieć dla mnie konsekwencje badawcze. Tak naturalnie zatem skoncentrowałam się na kontakcie z osobami, które super pisały po polsku i kiedy sama zaczęłam pisać, odpowiadać na jakieś odpowiedzi, zadawać pytania i wywoływać dyskusje, to zorientowałam się – i to w ogóle jest dowód na to, że zaangażowanie zawsze „popłaca” – że otworzyła się dla mnie nowa funkcjonalność tego forum i to był chat, taki live chat, który był dostępny dwadzieścia cztery godziny na dobę. Można go było włączyć i jeśli ktoś akurat był na forum, to można było z taką osobą porozmawiać. To otworzyło zupełnie nowe możliwości dla kontaktu. Nie powtórzyła mi się już nigdy taka sytuacja, na przykład na Facebooku. Nie prowadziłam też bardzo zaawansowanych czy intensywnych badań w Sieci, ale to było bardzo duże odkrycie i byłam przeszczęśliwa, że „zarobiłam” na taki dostęp do tej społeczności.

 

AP: Bardzo ciekawie o tym opowiadasz i też interesujące są aspekty otwartości czy przyzwyczajenia społeczności do badaczy. Z jednej strony można by pomyśleć, że to ułatwia cały proces, ale z drugiej – pojawia się zmęczenie użytkowników, gdy ciągle ktoś prosi o wypełnienie ankiety, albo o jakiś inny rodzaj uczestnictwa w badaniu. Pamiętam też, że miałaś próby badania Facebooka, grup facebookowych. Mogłabyś więcej opowiedzieć o tym, jak one przebiegały? Co się udało, co się nie udało? Jak w ogóle oceniasz Facebook jako serwis, w którym takie badania się prowadzi?

 

MZ: Myślę, że tutaj znowu specyfika społeczności głuchych miała kluczowe znaczenie. Z mojej perspektywy forum, które badałam lepiej służyło społeczności niesłyszących od Facebooka. To forum przez pewien czas było w zasadzie jedynym miejscem, gdzie niesłyszące osoby korzystające z Internetu mogły się usieciawiać. To z kolei przełożyło się na jego dywersyfikację. Ludzie kłócili się, wymieniali opiniami. To była taka agora. Zaskoczyło mnie, że ta społeczność jest taka „bojowa”. Dzisiaj myślę, że to wynika z tego, że język polski jest dla niej drugim językiem i przez to łatwiej o sytuację, w której ktoś wydaje się niegrzecznym w dyskusji. Myślę, że to jest też kwestia, której my doświadczamy nie będąc aktywnymi użytkownikami języka angielskiego. Trzeba bardzo uważać, żeby nikogo nie obrazić tym, że na przykład na końcu wiadomości nie napisze się „Kind regards”. To jakby przyczyna tej specyfiki, ale jednocześnie samo forum wydawało mi się dosyć agresywne – mocne i zasadnicze dyskusje się tam odbywały. Kiedy Facebook powstał, głusi zaczęli się na niego przenosić i chociaż z pewnym opóźnieniem, to było to bardzo wyraźnie zauważalne. To są okolice 2012-2013 roku, kiedy zainteresowanie forum bardzo gwałtownie spada, a na Facebooku zaczynają pojawiać się grupy tworzone przez różnych użytkowników tego forum. I to są grupy, które już nie powieliły wspólnej struktury forum, ale wszystkie jego frakcje, które wcześniej spotykały się i kłóciły. Każda pozakładała swoją własną grupę i nie przyjmowały siebie nawzajem.

 

AP: Czyli z tego można wnioskować, że poszczególne „frakcje” tworzyły swoje własne bańki na Facebooku. Znalazły odpowiednią infrastrukturę, która służy takiemu zamknięciu i w konsekwencji zatracił się dyskusyjny charakter debaty, która miała miejsce na forum. Podejrzewam, że dyskusje były już mniej żarliwe.

 

MZ: Dokładnie, dokładnie właśnie tak było i to jest też problem, którego ja doświadczyłam jako badaczka. Pierwszą, wydaje mi się, że pierwszą oficjalną grupą, która powstała na Facebooku była grupa związana z Polskich Związkiem Głuchych. Ona miała bardziej oficjalny charakter. I tutaj muszę zaznaczyć, że to jest czas 2011-2013 rok, kiedy głusi buntują się przeciwko Polskiemu Związkowi Głuchych. W Warszawie są organizowane co roku demonstracje wzywające do delegalizacji Polskiego Związku Głuchych, który dyskryminuje głuchych. To była bardzo specyficzna, kontrowa grupa i kiedy poprosiłam o dołączenie do tej grupy, to już mnie nie przyjęto do żadnej innej. I tak w dużej mierze wyglądały moje badania na Facebooku. Z jednej strony, to było bardzo frustrujące. Ja powielałam te zaproszenia, które regularnie były odrzucane. To była konsekwencja utożsamienia z konkretną frakcją – bo to widać na Facebooku, do których społeczności się należy – której nie chciano w grupie, do której ja z kolei chciałam dołączyć. Ich też było kilka. Udało mi się dołączyć do kilku grup, które miały bardzo ogólny charakter: „Wspomnienia głuchych z PRL-u”, „Życie i twórczość głuchych”. One nie były tak politycznie zaangażowane, chociaż tam też takie wątki się pojawiały. A ze względu na to, że ja nie byłam już zainteresowana tylko tym, jak głusi używają nowych mediów, ale jak używają techniki jako takiej, to muszę powiedzieć, że porzuciłam, czy nie walczyłam o to, żeby do tych grup dołączyć – tych nowych, bojowych.

AP: Myślę, że to jest bardzo ciekawe doświadczenie i też pokazuje, że administratorzy tych grup naprawdę sprawdzali, kto wysyła zaproszenie, prośbę o dołączenie. Stąd też brak przyjęcia do niektórych społeczności. Ostatnie pytanie, które mi się nasuwa przy okazji tej sytuacji: Czy myślisz, że można by było inaczej zaplanować cały proces badawczy, założyć drugie konto badacza? Wtedy jednak pozostają kwestie etyczne, bo ukrywasz, że też jesteś w grupie, która jest być może mniej pozytywnie postrzegana przez inne. Zastanawiam się, jak można wybrnąć z tej sytuacji, żeby faktycznie móc poznać te środowiska od wewnątrz, ale jednocześnie cały czas działać etycznie?

 

MZ: Na pewno bym nie zakładała drugiego konta czy „nie udawałabym” kogoś innego. Wydaje mi się, że mechanizmem rozwiązania czy drogą wyjścia z tej sytuacji mogłoby być nawiązanie jakiejś relacji poza Facebookiem i wejście offline do tych sieci.

 

AP: Czyli nawiązanie kontaktu z kimś z zewnątrz, kto będzie taką osobą, która po prostu wprowadzi Cię do tej grupy. To jest bardzo ciekawe, bo przecież taka praktyka jest stosowana w klasycznych obserwacjach w wypadku zamkniętych społeczności offline’owych, a tu faktycznie mogłaby również zadziałać w przestrzeni cyfrowej.

 

MZ: Tak, ale tutaj jeszcze jedną rzecz chciałam dodać i podkreślić, bo ona też wydaje mi się istotna. To był bardzo specyficzny moment na prowadzenie badań. Ta społeczność naprawdę czuła się solidarna, oni mówili, że to jest ich wielka rewolucja przeciwko Polskiemu Związkowi Głuchych, zakładali swoje własne stowarzyszenia. To był bardzo ciekawy moment do obserwacji i do bycia antropologiem, czy właśnie badaczem. Ta grupa była też bardzo czujna, skrupulatnie dobierająca uczestników. Mi udało się wejść do grupy krakowskiej, która oddolnie się organizowała, na przykład zamawiała autokary, żeby jeździć na protesty do Warszawy. Uczestniczyłam w tych spotkaniach, ale to w ogóle poza Siecią się odbywało. Zostałam tam wprowadzona przez osobę, którą znałam, która znała polski język migowy i polski i była łącznikiem, czasami nawet tłumaczką. Tutaj chciałbym ci opowiedzieć o jeszcze jednej rzeczy, o jeszcze jednej konsekwencji związanej z tym, że ja te badania zaczęłam na forum, a mianowicie przez dominację komunikacji pisanej na forum nie do końca wyczułam skalę specyfiki komunikacyjnej tej grupy. To znaczy na forum pisała bardzo wąska grupa osób, które były dobrze przygotowane, wykształcone, dobrze znały język polski w piśmie. Gdybym zaczynała te badania na Facebooku – szczególnie dzisiaj – wiedziałabym, że to są ludzie, którzy przede wszystkim migają, bo Facebook umożliwia wrzucanie filmików i to jest dominująca forma komunikacji. Ktoś wrzuca filmik, ktoś na niego odpowiada również filmikiem i dla mnie to było szokujące i zaskakujące, a jednocześnie trudne bardzo badawczo. Kiedy ja zaczęłam spotykać się z ludzi, których znałam z forum, nie byłam w stanie się z nimi skomunikować, ponieważ wcześniej z nimi pisałam. A poza Siecią oni nie chcieli, a czasami nie byli w stanie mówić. Ja z kolei wówczas jeszcze za słabo znałam język migowy. Nie przywiązywałam do niego tak dużej roli, bo z nimi pisałam po prostu i to była bardzo swobodna komunikacja. Frustrującym doświadczeniem było, kiedy pojechałam na pierwszą naukowo-aktywistyczno-społeczną konferencję, którą oni organizowali i to byli ludzie, których ja znałam z „deaf.pl” forum. Siedziałam tam sama przez większość czasu, ponieważ nikt nie chciał ze mną rozmawiać, bo to było ich miejsce, gdzie się miga, a ja nie byłam w stanie z nimi wówczas migać swobodnie. To jest w ogóle ciekawy wątek związany z antropologicznym doświadczeniem odrzucenia i braku akceptacji. Myślę, że nie miałabym tego szoku, gdyby te badania prowadzone były tylko w przestrzeni Facebooka – szczególnie dzisiaj. Oni na początku na Facebooku też pisali. Te możliwości związane z miganiem i wizualnością zaczęło pojawiać się później. Można było linkować nagrania z YouTube’a na Facebooku, a później pojawiła się możliwość wrzucania filmu.

 

AP: Cieszę, że poruszasz wątki kontekstu. W badaniach skoncentrowanych stricte na społecznościach online’owych trzeba jednak brać pod uwagę to, co dzieje się poza samą społecznością online. Konteksty kulturowe, społeczne, polityczne są bardzo ważne. Konkretny czas historyczny i też to, co dzieje się wokół danego tematu w debacie publicznej jest niezwykle istotne. Mam wrażenie, że kiedy media społecznościowe stały się bardzo popularne w Polsce, mniej więcej od roku 2009, to był taki bum na badania skoncentrowane tylko na tym, co się w nich dzieje. Zapominało się o tym, co „na zewnątrz”. Dzisiaj mocno się do tego wraca i w najnowszych publikacjach praktycznie wszyscy badacze podkreślają, że trzeba brać pod uwagę kontekst społeczny, historyczny, polityczny, bo media społecznościowe są częścią naszego codziennego życia i nie powinniśmy tego rozdzielać. Używamy ich wszędzie. Więc to jest właśnie to, na co warto zwracać uwagę. Z drugiej strony sam kontekst używania konkretnego języka jest ważny. Ty się z tym spotkałaś. Wszyscy migają, a Ty nie migasz i tak naprawdę w tym momencie nie możesz kontynuować swoich badań, bo nie posiadasz narzędzia – bardzo podstawowego narzędzia, jakim jest język. To jest bardzo duże wzywanie i też duża praca z Twojej strony, by posiąść odpowiednie kompetencje językowe. Powiedz proszę na koniec, w którym kierunku teraz zmierzają Twoje badania, zainteresowania badawcze? Nad czym teraz pracujesz?

 

MZ: Dalej pracuję z osobami niesłyszącymi. Projekt, o którym mówiłam zakończył się książką „Telefon, kino i cyborgi”, natomiast teraz przygotowuję kolejną książkę, która poświęcona jest twórczości filmowej osób niesłyszących i tutaj znajomość języka migowego bardzo, bardzo mi się przydaje, bo prowadzę badania, wywiady już w takiej bezpośredniej formie, ale również przez Internet w języku migowym, dotyczące twórczości, takiej amatorskiej twórczości filmowej osób niesłyszących. To są tacy filmo-wideo-amatorzy, którzy w zasadzie od lat 60. w Polsce realizowali filmy i robią to do dzisiaj. To jest bardzo interesujący wątek, że jest taka bardzo duża i dynamiczna grupa twórców filmowych niesłyszących w Polsce, w Europie Środkowej. Film wydaje się bardzo dobrym narzędziem ekspresji komunikacji dla tej społeczności.

 

AP: W takim razie trzymamy mocno kciuki za powodzenie badań. Bardzo dziękuję za tę rozmowę. Dziękuję, że znalazłaś czas.

MZ: Dzięki.

AP: Moim i Waszym gościem była doktor habilitowana Magdalena Zdrodowska, a my się słyszymy już niebawem i będziemy rozmawiać o kolejnych dylematach związanych z netnografią.