Przejdź do głównej treści

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Trudna szkoła cytowania, czyli kilka słów o tym, jak przytaczać w badaniach wypowiedzi internautów

Trudna szkoła cytowania, czyli kilka słów o tym, jak przytaczać w badaniach wypowiedzi internautów

Kiedy Internet traktować jako tekst, a kiedy jako przestrzeń? Czy badając twórczość influencerską należy stosować anonimizację? Co zrobić, gdy w trakcie prowadzonych przez nas badań użytkownicy zmieniają ustawienia swoich kont z publicznych na prywatne? W tym odcinku próbuję odpowiedzieć na te pytania wskazując ewentualne konsekwencje naszych wyborów. Polecam również rozmowę z prof. dr hab. Dariuszem Jemielniakiem, w której rozwijamy niektóre z zaznaczonych tutaj wątków.

>>>

Podcast -> https://open.spotify.com/episode/7lGZDV3MluASt5fVJr5DKX

Bądź na bieżąco! https://www.facebook.com/NetnographyProject

Muzyka intro/outro: Closed on Sundays (Mana Junkie)

Podcast zrealizowano przy wsparciu finansowym Priorytetowego Obszaru Badawczego Heritage w ramach Programu Strategicznego Inicjatywa Doskonałości w Uniwersytecie Jagiellońskim.

 

TRANSKRYPCJA:

Aleksandra Powierska: W dzisiejszym odcinku zastanowimy się nad tym, w jaki sposób cytować wypowiedzi użytkowników z forów internetowych i serwisów społecznościowych. Zagadnienie to wiąże się przede wszystkim z kwestią ich dostępności - dostępności rozumianej jako publiczny lub niepubliczny charakter publikowanych treści. Rozbieżności opinii badaczy co do statusu materiałów udostępnianych w serwisach społecznościowych mają jednak znacznie szersze podłoże, którym są problemy związane z postrzeganiem specyfiki całego Internetu i relacji, jakie w nim zachodzą pomiędzy użytkownikami. Robert Kozinets przywołuje dwie metafory, których zastosowanie ma niebagatelny wpływ na prowadzenie badań online. Pierwsza z nich przyrównuje Internet do przestrzeni. Druga do tekstu. Jeżeli zatem potraktujemy interakcje zapośredniczone komputerowo jako interakcje zachodzące w przestrzeni, to niezależnie od tego, czy ma ona charakter wirtualny czy fizyczny, mamy do czynienia z badaniami, w których udział biorą ludzie. To z kolei wiąże się z koniecznością najwyższej ochrony ich prywatności oraz ogólnego bezpieczeństwa. Jeżeli natomiast Internet będzie rozumiany jako tekst, a przedmiotem badań będą wpisy zamieszczane przez jego użytkowników, teoretycznie reguły stają się mniej restrykcyjne. Teoretycznie, ponieważ natura mediów społecznościowych znacznie komplikuje całą sytuację. To powyższe rozróżnienie na Internet jako przestrzeń oraz Internet jako tekst nie jest już tak czytelne w wypadku mediów społecznościowych, a rozwój platform i ich funkcjonalności rodzi kolejne dylematy. Bo czy wpisy użytkowników na portalach, do których trzeba się zalogować, by coś opublikować, ale jednocześnie nie ma takiego wymogu, by coś przeczytać są publiczne, czy prywatne? Czy kiedy badamy twórczość influencerską należy stosować anonimizację czy na pierwszym miejscu postawić ochronę praw autorskich? Co zrobić, gdy użytkownicy zmieniają ustawienia swoich kont z prywatnych na publiczne i odwrotnie w trakcie prowadzonych przez nas badań? To tylko kilka przykładowych pytań, na które wciąż nie znaleziono jednoznacznej odpowiedzi. Co więcej, stworzenie uniwersalnych zaleceń jest najprawdopodobniej niemożliwe ze względu na bardzo heterogeniczny charakter terenu badawczego, jakim są media społecznościowe. Różnorodność interakcji zachodzących w Internecie, ale też rosnące obawy użytkowników mediów społecznościowych związane z ochroną ich danych –  wynikające z różnego rodzaju sytuacji kryzysowych, chociażby takich jak afera Cambridge Analytica – zachęcają badaczy do pogłębionej refleksji, również nad etycznym wykorzystywaniem pozyskiwanych materiałów. Przykładem takiej refleksji są badania Signe Ravn, Ashley Barnwell oraz Barbary Barbosy Neves, które zauważają, że w kontekście mediów społecznościowych definicje tego co publiczne, a co prywatne są bardzo złożone i zarazem dynamiczne, bo część danych może być bowiem udostępniana zupełnie nieświadomie. Nie zawsze też znane jest pierwotne źródło tych danych. Wyobraźmy sobie sytuację, że badamy memy, które zostały udostępnione przez użytkownika numer 1, który udostępnił je od użytkownika numer 2, 3, 4, 5, 6 i tak dalej. Być może nigdy nie dotrzemy do pierwotnego autora. Co więcej, sami użytkownicy też mogą go nie znać. Z uwagi na to, autorki postulują, by za publiczne w badaniach traktować te treści, które uznawane są za takie również przez ich twórców. Jest to założenie, które po pierwsze bardzo mocno ukierunkowane jest na perspektywę użytkownika, a po drugie daje mu pełne poczucie bezpieczeństwa i też kontroli nad tym, w jaki sposób zostaną wykorzystane jego dane. Ale z drugiej strony, skąd my jako badacze mamy wiedzieć, które treści są uznawane za publiczne przez ich twórców? Niezależnie od tego, w jaki sposób zostały one opublikowane to oznacza, że prowadząc badania na ogromnych zbiorach danych, powinniśmy skontaktować się z każdym użytkownikiem i zapytać się go o to, w jaki sposób on definiuje treść opublikowaną przez siebie w kategoriach „publiczny/niepubliczny charakter”. To z jednej strony, a z drugiej, czy on zgadza się na to, żebyśmy taką wypowiedź wykorzystali, a jeśli tak, to czy możemy na przykład przytoczyć dosłowny cytat? To sprawia, że w wielu wypadkach dobór próby reprezentatywnej staje się absolutnie niemożliwy, a po drugie być może nasz materiał badawczy ulegnie znacznemu zawężeniu. Tak się właśnie stało w wypadku badań wspomnianych autorek, które zajmowały się reprezentacją więzi rodzinnych na Instagramie i z próby 200 profili zgody udzieliło tylko 50 użytkowników. Tylko 50 użytkowników odpowiedziało na wiadomości badaczek, które prosiły o zgodę na to, żeby wykorzystać w analizie i w raporcie badawczym zdjęcia opublikowane przez użytkowników Instagrama, zdjęcia które technicznie miały charakter publiczny, ale ze względu na charakter rodzinny, ze względu na to, że na tych zdjęciach były też dzieci, autorki uznały, że zdjęcia te mają jednak charakter prywatny. Proszenie o zgodę, nawiązywanie kontaktu z użytkownikami jest sytuacją, która jest najbardziej etyczna z możliwych. Wówczas mamy pewność, w jakim zakresie możemy wykorzystać dane opublikowane na danym profilu przez użytkownika, nie narażając go na żadną krzywdę, nie wyrządzając żadnej szkody. Jak powiedziałam wcześniej jest to podejście ukierunkowane bardzo mocno na perspektywę użytkownika, ale nie ulega wątpliwości, że zapewnia wysoki standard etyczny prowadzonych badań i w wielu sytuacjach rozwiązuje nam kwestię tego, w jaki sposób cytować wypowiedzi twórców. Autorzy blogów, bądź też influencerzy na Instagramie, którzy plasują się pomiędzy osobami prywatnymi a osobami publicznymi są zdecydowanie przykładem, gdzie zawsze warto nawiązać kontakt i zapytać, w jakim zakresie możemy wykorzystać dane, w jakim zakresie możemy publikować zebrany materiał i jak oznaczać autorstwo. W ten sposób będziemy mieć pewność, że działamy etycznie, ale pamiętajmy też o tym, żeby za każdym razem mieć pisemne potwierdzenie na ustalenia, których dokonaliśmy. Ale są sytuacje, kiedy nie zawsze dotarcie do osoby jest możliwe. Nie zawsze też uzyskanie tej zgody będzie dla nas realne i w takich sytuacjach musimy rozpatrzyć kilka innych możliwości. Tutaj znowu wróćmy do Kozinetsa, który przywołał Amy Brackman i w odwołaniu do jej teorii proponuje stopnie osłony tożsamości użytkowników. Takim pierwszym stopniem jest totalny brak osłony, czyli sytuacja, w której podajemy nazwę fanpage'a, nazwę forum internetowego, imię i nazwisko, bądź też nick użytkownika, tylko musimy pamiętać o tym, że za każdym razem robimy to za pełną zgodą użytkownika, którego treści badamy. Drugim rodzajem osłony jest minimalna osłona, czyli wyobraźmy sobie sytuację, że badamy jakieś forum internetowe, a w obrębie tego forum internetowego konkretny wątek. Wówczas podajemy link do forum internetowego, stosujemy dosłowne cytaty, ale nie podajemy nicków ani imion i nazwisk użytkowników. To jest sytuacja, w której jeśli ktoś by bardzo chciał, to by dotarł i rozpoznał autora danej wypowiedzi. Natomiast nie ma tego podanego „na tacy”, nie jest to dosłowne. Przedostatni stopień osłony to jest średnia osłona, kiedy możemy podać na przykład ogólną nazwę serwisu społecznościowego, czyli że jest to Facebook albo jest to forum XYZ, możemy podać obszar tematyczny danego wątku, ale nie podajemy nazwy użytkownika, a cytaty, którymi się posługujemy są na przykład parafrazą. I ostatni stopień osłony to jest osłona maksymalna, gdzie w najwyższym stopniu staramy się zabezpieczyć naszych rozmówców. To znaczy, że nie podajemy imion i nazwisk, nie podajemy również żadnych danych, które mogłyby w jakikolwiek sposób czytelników doprowadzić do autora danej treści, parafrazujemy cytaty. Powiedziałabym, że nawet bardziej opisujemy te wypowiedzi w taki sposób, żeby nie można ich było znaleźć, albo też w zidentyfikować. Zdarzają się takie sytuacje, kiedy nawet zmienia się nazwy forów, bądź też nazwy wątków tematycznych na zbieżne, ale nie takie, jakie są w rzeczywistości po to, żeby zapewnić tę maksymalną osłonę. Który z tych rodzajów wybierzemy, będzie bardzo mocno zależało od tego, jaki jest charakter naszych badań. Tutaj powinna przede wszystkim przyświecać nam idea niekrzywdzenia, nieszkodzenia. Ale co zrobić w sytuacji, kiedy załóżmy badamy język internetowy, cybermowę/netspeak konkretnej społeczności? To jest nasz główny problem badawczy.
W takiej sytuacji ciężko prowadzić badania, czy też trudno zobrazować zaobserwowane tendencje bez pokazywania po pierwsze kontekstu wypowiedzi, a po drugie cytatu, który by zobrazował omawiane zjawiska, chociażby takie, jak używanie emotikonów, czy też używanie akronimów. Oczywiście możemy robić to opisowo na zasadzie, że w tym miejscu użytkownik zamieścił obrazek, który przypominał książkę oraz okulary, ale dużo bardziej przemawiające i dużo bardziej wartościowe poznawczo byłoby zamieszczenie tego cytatu. W takiej sytuacji trzeba się zastanowić nad tym, czy nasze badania mogą zostać przeprowadzone w grupie, która nie jest tak sensytywna, której charakter nie jest tak wrażliwy, czyli czy możemy sobie znaleźć takie miejsce, w którym po pierwsze wypowiedzi będą publiczne i będziemy mogli domniemywać, że są one również publiczne w opinii użytkowników, którzy te teksty zamieścili. A po drugie, cały czas musimy myśleć o tym, żeby nie szkodzić, więc musimy się zastanowić, czy wybierając ten cytat i cytując go dosłownie w takiej formie, w jakiej został on zawarty w źródle pierwotnym, czy wyrządzimy komuś krzywdę? Czy zaszkodzimy jakiemuś użytkownikowi poprzez upublicznienie jego wypowiedzi, która być może nigdy wcześniej nie zostałaby upublicznia? To jest kwestia coraz częściej podejmowana przez netnografów: kwestia odpowiedzialności osób badających za udostępnianie, upublicznianie i co więcej – za archiwizowanie treści, które być może wcześniej nie byłyby rozpowszechniane na tak szeroką skalę, jak stanie się to w momencie publikacji naszych badań. To jest bardzo ważne i o tym bardzo często się też zapomina, ale jeśli użytkownik po jakimś czasie zweryfikuje swoje poglądy na jakiś temat, wróci na forum internetowym, usunie wątek, edytuje go, dopisze coś do tego wątku, co by wyjaśniało jego stanowisko, bądź też prezentowało zmianę postawy – w naszym artykule sprzed dwóch lat nie będzie miało to miejsca. Artykuł nie będzie miejscem, gdzie użytkownik będzie się mógł wybronić i to jest nasza odpowiedzialność. Dlatego za każdym razem decydując się na dosłowny cytat, musimy zważyć na rodzaj tego cytatu – na to, czy użytkownikowi zaszkodzimy, czy być może on w przyszłości będzie chciał zmienić coś w tej wypowiedzi, a jeśli tak, to być może lepszym rozwiązaniem jest parafraza. Oczywiście anonimizacja jest czymś, z czego nie jesteśmy zwolnieni w żadnej sytuacji poza tą, kiedy uzyskujemy pisemną zgodę od użytkownika na użycie jego danych personalnych, czyli kiedy bezpośrednio się z nim kontaktujemy. Ale sama anonimizacja jest czymś, co obecnie jest często niewystarczające, ponieważ wyszukiwarki działają bardzo szybko, bardzo sprawnie, i naprawdę nie ma żadnego problemu, żeby zidentyfikować użytkownika po jego wypowiedzi, jeśli pojawia się dosłowny cytat. Chciałabym powiedzieć, że jest jakieś jedno konkretne zalecenie, co zrobić w sytuacjach cytowania z mediów społecznościowych, ale nie ma takiego zalecenia, ponieważ każdy temat będzie wymagał osobnych decyzji. To, co ja radzę i co ja też stosuję we własnych badaniach, to przede wszystkim przyjrzenie się materiałowi badawczemu, zdiagnozowanie, na ile on jest wrażliwy, na ile upublicznienie wypowiedzi (które bardzo często mają charakter publiczny w kontekście technicznym) i ich archiwizacja mogą być niebezpieczne dla użytkownika? Jeżeli widzę takie niebezpieczeństwa, nie cytuję dosłownie autora konkretnych wypowiedzi. Podsumowując, to za co my jesteśmy odpowiedzialni prowadząc badania, to przede wszystkim bezpieczeństwo użytkowników –  ludzi, z którymi pracujemy. Nawet jeśli wydaje nam się, że analizując teksty w mediach społecznościowych analizujemy tylko teksty, że to są wypowiedzi, które są opublikowane w mediach społecznościowych – to nie są tylko wypowiedzi, ponieważ te wypowiedzi są obudowywane interakcjami z innymi użytkownikami. I te interakcje sprawiają, że wypowiedzi mogą być przenoszone, mogą być rozprzestrzeniane i mogą być też usunięte przez autora, który na przykład wycofuje się ze swojego zdania. W momencie, kiedy publikujemy raport badawczy, odbieramy autorowi de facto możliwość wycofania się z opublikowanego przez siebie stanowiska, więc to jest nasza odpowiedzialność, żebyśmy za każdym razem to rozważyli. Planując zatem proces badawczy, musimy wziąć pod uwagę wszystkie kwestie etyczne i mieć na uwadze to, że nasze wybory wpłyną na dobór próby oraz późniejsze wnioskowanie. Jednak jedna z prymarnych zasad etycznych: „nie szkodzić” powinna być dla nas jako badaczy, jako netnografów zawsze na pierwszym miejscu! To tyle w dzisiejszym odcinku „Podcastu Netnograficznego”. Do usłyszenia niebawem
!